Victoria Grayson (Madeleine Stowe) - "Revenge"
Marta Wawrzyn: Każda opera mydlana, nawet taka z twistem, potrzebuje czarnego charakteru na miarę Alexis z "Dynastii" (o której jeszcze dziś będzie). W "Zemście" mamy więc Victorię, która jest postacią - jak samo nazwisko wskazuje - raczej poruszającą się po różnych odcieniach szarości, niż jednoznacznie złą. Owszem, potrafiła zachowywać się jak totalna socjopatka - ale czyż Emily była pod tym względem lepsza? - ale zawsze był w tym jakiś głębszy sens. To nie było knucie dla knucia, to było knucie dla wyższego dobra. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Victoria nigdy nie była diablicą wcieloną, choć na pewno zdarzało jej się piekło zwiedzać i z jego władcami przyjaźnić. Była bardzo skomplikowaną kobietą - matką, żoną i kochanką - która w zasadzie od dziecka musiała się sama o siebie troszczyć. Jej siła, błyskotliwy umysł, elokwencja, idealny wygląd - to wszystko przyciągało w pierwszych sezonach "Zemsty" jak magnes.
Oczywiście po iluś tam zmartwychwstaniach i zatoczeniu wielu bezsensownych kółek można było stracić do serialu cierpliwość. Ale tę postać - za którą zresztą Madeleine Stowe dostała zasłużoną nominację do Złotego Globu - zawsze będę ciepło wspominać. To był po prostu porządnie napisany i świetnie zagrany czarny charakter.