W prequelu "Gry o tron" nie będzie przemocy wobec kobiet. Gwiazda serialu mówi, że dziś by to nie przeszło
Olivia Cooke, czyli Alicent Hightower z "House of the Dragon", mówi, że w serialu nie będzie bezsensownej przemocy wobec kobiet. Jej zdaniem wiele się zmieniło od początków "Gry o tron".
W kwietniu rozpoczynają się zdjęcia do "House of the Dragon", smoczego prequela "Gry o tron", którego bohaterami będą przodkowie Daenerys Targaryen. W serialu opartym na książce "Ogień i krew" George'a R.R. Martina zobaczymy wydarzenia dziejące się ok. 300 lat przed tymi z "Gry o tron".
House of the Dragon bez przemocy wobec kobiet
I będzie to zupełnie inna produkcja od serialu-matki, o czym zapewnia Olivia Cooke w rozmowie z The Telegraph. Aktorka grająca jedną z głównych bohaterek, Alicent Hightower, córkę namiestnika króla, zapewnia, że na ekranie nie zobaczymy bezsensownych scen przemocy wobec kobiet, z których słynęła "Gra o tron".
— Nie czułabym się komfortowo, będąc częścią czegoś, co zawiera skandaliczną, obrazowo pokazaną przemoc wobec kobiet bez żadnego powodu, tylko dlatego, że oni chcą, żeby to kusiło i przyciągało widzów — mówi Olivia Cooke.
Według niej wiele się zmieniło od czasów, kiedy kręcono pierwsze sezony "Gry o tron", i dzisiaj takie rzeczy, jak noc poślubna Daenerys, marsz pokutny Cersei czy brutalne gwałcenie Sansy przez Ramsaya mogłyby już nie przejść.
— Miałam szczęście przeczytać wcześniej scenariusz i bardzo wiele się zmieniło od pierwszych sezonów ["Gry tron"]. Myślę, że musieliby nie być przy zdrowych zmysłach, gdyby chcieli to dalej pokazywać — mówi aktorka.
Oprócz Olivii Cooke w "House of the Dragon" pojawią się m.in. Paddy Considine ("Outsider") jako król Viserys, Matt Smith ("Doktor Who", "The Crown") jego młodszy brat Daemon i Emma D'Arcy ("Poszukiwacze prawdy") w roli Rhaenyry Targaryen, córki Viserysa. Twórcami serialu są George R.R. Martin, Ryan J. Condal ("Colony") i reżyser Miguel Sapochnik ("Gra o tron").