"Zły zamiar" chce wciągnąć was intrygą jak z "Saltburn" i "Ripleya" – recenzja serialu Prime Video
Jacek Werner
14 listopada 2025, 16:01
Na Prime Video wylądowało wszystkich sześć odcinków serialu "Zły zamiar", nowego thrillera psychologicznego z Davidem Duchovnym i komikiem Jackiem Whitehallem. Sprawdziliśmy, czy warto go oglądać.
Na Prime Video wylądowało wszystkich sześć odcinków serialu "Zły zamiar", nowego thrillera psychologicznego z Davidem Duchovnym i komikiem Jackiem Whitehallem. Sprawdziliśmy, czy warto go oglądać.
Harlan Coben serwuje swoje zawoalowane intrygi przede wszystkim na Netfliksie, a Prime Video staje się domem dla thrillerów w klimatach tzw. powieści lotniskowych: szybkich, powierzchownych i wciągających akurat na tyle, że prawie nie czuć turbulencji. Przy "Złym zamiarze" (oryg. "Malice"), układającym makiaweliczną intrygę wycelowaną w klimaty "Saltburn" w wersji light, też dałoby się o nich w przeważającej mierze zapomnieć. Serial Jamesa Wooda, producenta nieodżałowanej "Wielkiej", to w istocie całkiem miłe zaskoczenie, które przy odpowiednim podejściu jak ulał nadaje się na jedno czy dwa posiedzenia.
Zły zamiar – o czym jest serial Prime Video?
"Nie chodziło jej ani o karę, ani o przemoc. Chodziło o przywrócenie równowagi. Wyrównanie świata". Tymi oto słowami Adam (Jack Whitehall, "Złe wychowanie"), czarujący korepetytor z popapranymi sekretami, broni Nemezis, bogini zemsty i sprawiedliwości, która padła niegdyś ofiarą gwałtu ze strony Zeusa. Opowiada o mitologii, edukując grupkę milionerów w bajecznej posiadłości nad Morzem Egejskim, ale to oczywiste, że po głowie chodzi mu coś jeszcze.

Jamiego (David Duchovny grający ze zmęczonym swagiem Hanka z "Californication"), obrzydliwie bogatego patriarchę rodziny Tannerów, i jego żonę Kat (Carice van Houten, "Gra o tron") specjalnie to jednak nie obchodzi. Adama z miejsca przyjmują do opieki nad trudnym potomstwem, bo ten szybko złapał kontakt z dzieciakami – no i całkiem przyjemnie na niego popatrzeć. Nie sprawdzają, czym zajmował się wcześniej, ani jak – drogą niby szczęśliwego zrządzenia losu – przyplątał się do nich przez znajomych. A powinni byli, o czym dobitnie przekonają się na przestrzeni kolejnych pięciu godzin.
Zły zamiar to przyzwoity seans guilty pleasure
Rzecz w tym, że "Zły zamiar" sam nie jest szczególnie zainteresowany, co też motywuje zemstę nowej "niani" Tannerów. Może pogarda do tych, którym w życiu – przynajmniej w teorii – powiodło się lepiej? Dawna, utajniona krzywda? Chęć wdrapania się po klasowej drabinie na własny Olimp? Scenariusz stawia o to parę krótkich pytań, ale zamiast stopniowo zbliżać widzów do odpowiedzi, zachowuje ten "big reveal" na koniec serialu (i w sumie dobrze czyni, bo ten jest… dość rozczarowujący).
Po drodze idzie tu więc przede wszystkim o pokazanie, jak Adam przyssiewa się do dysfunkcyjnej rodziny i – założywszy dobroduszną maskę – coraz śmielej sabotuje ich życia: prywatne i zawodowe. Tu wyrachowany oprawca dosypie trutkę do guacamole, tam upije Jamiego i wrobi go w pobicie, tu znów włamie się na skrzynkę pocztową i wyślę parę niestosownych maili. To tak na początek – bo im dalej w "Zły zamiar", tym dotkliwiej życie Tannerów spiraluje w koszmar, z którego nie będzie już ucieczki.

Nie oczekujcie tu cudów. Thriller od Prime Video nie oferuje wystarczających powodów, byśmy darzyli jego bohaterów szczególną sympatią – i przez to mogli wyraźniej opowiedzieć się po jednej ze stron. Tannerów nie da się wprawdzie nie lubić, jak choćby niektórych bogaczy z naśladowanego tu czasem "Białego Lotosu", ale ich losem – mimo wysiłków Duchovny'ego i reszty obsady – też koniec końców trudno się przejmować. Niechętnie robi to zresztą i sam serial, bo po rodzinne dramy sięga w większości w poszukiwaniu pretekstu dla następnych występków Adama.
Znacznie ciekawiej ogląda się właśnie wiecznie knującego korepetytora. Częściowo za szelmowski magnetyzm Whitehalla. Częściowo, bo nigdy do końca nie wiemy, które – jeśli którekolwiek – z emocji jego postaci należą do autentycznych. Taka zgadywanka, idąca w parze z "psikusami" stającymi się z odcinka na odcinek coraz bardziej niebezpiecznymi, z łatwością przylepia do ekranu. Zwłaszcza że poza nimi w "Złym zamiarze" dzieje się niewiele więcej – i jest to jego zarazem największy atut (bo nie uświadczycie tu nieudanych dygresji) i największa wada (bo serial wylatuje z głowy wkrótce po zamknięciu Prime Video).
Zły zamiar – czy warto oglądać serial Prime Video?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie czerpałem frajdy z przewidywania, jak potoczą się kolejne intrygi – choćby część z nich bazowała na dobrze znanych kliszach, a zza innych wystawało rusztowanie pod nazbyt oczywiste twisty. Logika jednostronnej rozgrywki z Tannerami przecieka z czasem przez narracyjne sito, ale nie można odmówić serialowi Jamesa Wooda angażującej i całkiem suspensywnej zabawy z głównymi wątkami. Pod tym względem można nawet pożałować, że "Zły zamiar" nie eskaluje fabuły jeszcze mocniej, niż ma to miejsce w drugiej połowie sezonu – i że zamiast dokręcania śruby, kończy się rozczarowującą i nazbyt szybko uciętą konfrontacją.

"Zły zamiar" jest więc trochę jak "Saltburn" odarty z ekscesu, stylowości i gatunkowej żonglerki; jak "Ta dziewczyna" w wydaniu, niestety, dalece mniej kampowym i jak "Ripley" – bez wyrafinowanych rysów psychologicznych czy wykwintnej oprawy. Przy odpowiednim podejściu znajdziecie w nim kilka przyzwoitych, acz nieszczególnie zapadających w pamięć godzin złowieszczej rozrywki. Jeśli nie widzieliście jeszcze któregokolwiek z przywołanych wyżej tytułów, to lepiej zrobicie, wybierając jeden z nich zamiast serialu Wooda. Jeśli do streamingu zaglądacie przede wszystkim, bo lubicie jednym okiem popatrzeć, jak ktoś knuje, a ktoś inny się męczy – kto czasem nie lubi? – to "Zły zamiar" będzie całkiem dobrym wyborem. Tak do ostatniego kwadransu.