Szef HBO Max mówi wprost, że zmiana nazwy była błędem – i obwinia Netfliksa. Co czeka serwis dalej?
Karol Urbański
27 listopada 2025, 08:31
Wygląda na to, że – wbrew niektórym prognozom internetowych prześmiewców – HBO Max wcale nie zamieni się znów w Max. Casey Bloys przyznaje, że nie była to najbardziej trafna decyzja i… wini Netfliksa?
Wygląda na to, że – wbrew niektórym prognozom internetowych prześmiewców – HBO Max wcale nie zamieni się znów w Max. Casey Bloys przyznaje, że nie była to najbardziej trafna decyzja i… wini Netfliksa?
Pewnie pamiętacie, jakie zamieszanie spowodowała zmiana nazwy HBO Max na Max i… ostateczny powrót do pierwotnej formy. Z perspektywy czasu szef HBO przyznał się do błędu, a przy okazji stwierdził, że był za bardzo zapatrzony w Netfliksa.
HBO Max – Casey Bloys o zmianie nazwy na Max
Casey Bloys, odpowiadający zarówno za stację HBO, jak i platformę streamingową HBO Max, spotkał się ostatnio z dziennikarzami w nowojorskiej siedzibie firmy (za serwisem Collider). W trakcie spotkania poruszony został temat niesławnej transformacji HBO Max w Max i wiążących się z tym zmian programowych.
Głównodowodzący cenionymi markami otwarcie przyznał dziennikarzom, że cofnięta zmiana była błędem – ten miał zresztą wyniknąć ze swego rodzaju zapatrzenia w Netfliksa jako największego gracza na rynku streamingowym. Bloys podsumował swą wypowiedź, donosząc, że wraz z powrotem do pierwotnej nazwy marki będą skupiały się na priorytetyzacji "jakości nad ilością".
— Trzeba przyznać, że Netflix, jako pionier w tej dziedzinie, stał się użytecznym narzędziem dla konsumentów. Z perspektywy czasu wszyscy widzimy, że wyścig, żeby mieć jak najwięcej wszystkiego, który miał miejsce w branży streamingu kilka lat temu, spowodował, że wiele marek straciło swoją tożsamość. [Netflix] jest obecnie jak podstawowa kablówka, a w dzisiejszym świecie konsumenci nadal chcą poszerzać swoją ofertę rozrywkową o niezbędne, naprawdę wyjątkowe programy, które tylko my możemy dostarczyć.

Kontynuując swą wypowiedź Bloys stwierdził, że planowana wcześniej dywersyfikacja programu HBO Max ustąpiła skupieniu się na markach, które rozwijano wcześniej – przede wszystkim jakościowych seriali premium najlepiej utożsamianych z HBO na przestrzeni lat.
— Przeanalizowaliśmy wszystkie badania i doszliśmy do wniosku, że widzowie chcą oryginalnych produkcji HBO, filmów na żądanie, serialowej biblioteki Warner Bros. TV, seriali proceduralnych – z braku lepszego słowa – ale także wysokiej jakości tytułów, nad którymi pracujemy, filmów dokumentalnych i programów stand-upowych. Właśnie zrezygnowaliśmy z próby oferowania zbyt szerokiego wyboru, więc staramy się bardzo precyzyjnie określić, co ludzie cenią w naszej ofercie i czego od nas oczekują – podsumował szef HBO i HBO Max.
Warto nadmienić, że powyższe słowa Bloysa mają już podparcie w rzeczywistości. W ubiegłym tygodniu mieliśmy bowiem do czynienia z istną falą zamówień kolejnych sezonów oryginalnych produkcji wydawanych pod szyldem HBO – od nowych propozycji komediowych – takich jak "Krzesła" czy "Kocham LA" po ambitne plany względem rozwijania uniwersum "Gry o tron".