10 najlepszych seriali 2025 roku wg Kamili Czai
Kamila Czaja
29 grudnia 2025, 12:01
Era serialowej nijakości trwa w najlepsze (a raczej w najgorsze), ale to nie znaczy, że nie da się wyłuskać mocnej dziesiątki. W tym roku stawiam głównie na nowości, do autorskich ekscesów dorzucając garść tradycyjnej telewizji.
Era serialowej nijakości trwa w najlepsze (a raczej w najgorsze), ale to nie znaczy, że nie da się wyłuskać mocnej dziesiątki. W tym roku stawiam głównie na nowości, do autorskich ekscesów dorzucając garść tradycyjnej telewizji.
Nie bardzo jest się nad czym rozwodzić, bo podczas myślenia o tym rankingu doszłam po prostu do wniosku, że od zeszłego roku wprawdzie zmieniła się lista wybranych przeze mnie tytułów, ale nie zmieniła się większość moich odczuć wobec ogólnego serialowego pejzażu. 2025 to sporo rzeczy dobrych, mało świetnych, wszechobecność banałów ery Mid TV etc. Może tylko w tym roku jeszcze bardziej mam dość thrillerowych miniseriali, a jednocześnie trochę lepiej wygląda sytuacja w mojej czołówce, skoro wtedy pisałam, że byłabym w stanie ograniczyć się nawet do siedmiu pozycji, a tym razem żałuję, że nie mogę "upchnąć" trzynastu.
Uznałam też, że zamiast piętnastu tytułów wskażę dziewiętnaście (nie dwadzieścia, bo do niczego nie mam pełnego przekonania na miejsce 20., więc co chwilę zamieniam zdanie), by wspomnieć o większej niż rok temu liczbie tych seriali, którym do mojego głównego zestawienia zabrakło najmniej: 19. "Częste skutki uboczne", 18. "Studio", 17. "Eternauta", 16. "Hazbin Hotel", 15. "Long Story Short", 14. "Mo", 13. "The Bear", 12. "Rozdzielenie", 11. "Kobiety w żakietach z poduchami". I naprawdę żal mi rezygnować z trzech ostatnich wymienionych. "The Bear" lubiłam w tym roku mocniej niż w poprzednim, kiedy serial się na mojej liście zmieścił – jednak ileś rzeczy bardziej chciałabym dziś docenić. "Rozdzielenie" to wciąż świetna produkcja, ale zmierzająca w kierunku, który po prostu trafia do mnie mniej niż sezon 1. Z kolei "Kobiety w żakietach…" zachwyciły mnie tym, że przy całym hołdzie złożonym Almodóvarowi są animacją tak zaskakującą, autorską.
Nadal irytują mnie braki w polskiej ofercie. Wiele ich wyliczałam w latach ubiegłych, a do tej pory prawie nic się z tego u nas nie pojawiło. Za to znalazłam kolejne pozycje, które chętnie bym obejrzała: przede wszystkim docenione w amerykańskich recenzjach "Hal & Harper" Coopera Raiffa, ale też brytyjskie "Riot Women" Sally Wainwright i "Such Brave Girls" Kat Sadler. Później, jeżeli przegapione seriale do Polski w ogóle trafiają, to zdarzają się sytuacje tak ekstremalne jak w przypadku jednego tytułu z mojej listy, kiedy doceniam hurtem cztery sezony czegoś, co w Stanach chwalono (lub atakowano) od lat… A zaległości z mojej winy? Podobno coraz lepsza "Dyplomatka", której nie zdążyłam dać kolejnej szansy po tym, jak dwa lata temu "odbiłam się" od 1. sezonu.
Z mojego poprzedniego rankingu emitowano w 2025 tylko dwa seriale. Wspomniane "The Bear" oraz drugi tytuł, który i tym razem do top 10 trafił. Jest też serial, który ostatnio pojawił się na liście z 2022. Jednak w mijającym roku najwyraźniej mocniej stawiam na nowości, bo wybrałam ich aż siedem (nawet jeśli jedna to nowość w Polsce, nie ogólnie), a oprócz nich dwa 2. sezony. Jest tu też jeden weteran (ze wspomnianą "nowością" w naszym kraju: dwóch weteranów) z sezonem 4. Jak bardzo zmieniła się branża, skoro 4. sezon oznacza weterana…
Znów mam w zestawieniu ileś produkcji "dziwnych", ze specyficznym stylem (a brak "Kobiet w żakietach…" w dziesiątce to pewnie też trochę wynik tego, że już i tak postawiłam na sporo eksperymentów). Cieszy mnie, że ileś "dziwactw" w tym roku stało się równocześnie sporymi hitami, nawet jeżeli inni moi "odjechani" ulubieńcy to nadal nisza. Poza tym doceniam tradycyjne gatunki, o ile w swojej tradycyjnej formie interesująco mówią o rzeczach ważnych i/lub emocjonalnie angażują. Plus jedna pozycja na styku dokumentu i reality show – sytuacja bardziej u mnie nietypowa niż docenianie niekonwencjonalnych "ekscesów", no ale to naprawdę reality inne niż wszystkie. Poza tym mam poczucie, że poziom najlepszych był w tym roku na tyle wyrównany, że o ile jutro moja dziesiątka wyglądałaby w kwestii składu mniej więcej tak samo, o tyle już kolejność okazałaby się mocno umowna, przyjęta na dany moment.
W zestawieniu stacji/platform znowu dominacja HBO Max – które do pewnego momentu było Maksem, teraz przez chwilę jest sobą, a zaraz będzie Netfliksem lub Paramountem, więc cieszmy się tą dominacją, póki trwa… – mającego aż cztery pozycje na liście (dwie produkcji HBO, dwie – HBO Max). Na Disney+ można zobaczyć dwa moje ulubione tegoroczne seriale stacji FX i jeden tytuł faktycznie Disneya. Po jednym miejscu zajęły Apple TV, SkyShowtime (z programem stacji Showtime) i Netflix.
10. Krzesła

Długo sądziłam, że "Krzesła" znajdą się wyżej. Specyficzny humor Tima Robinsona jest niekoniecznie łatwy do polubienia, ale do mnie trafia. Ceniłam skeczowe "You Should Leave…" i pełnometrażową "Przyjaźń", a teraz komediowy cringe okazał się doskonałą metodą opowiedzenia dłuższej historii. Satyra na kropo, a poza tym – no właśnie – thriller spiskowy czy "tylko" opowieść o męskiej samotności i poczuciu bycia wiecznie niewystarczającym? Im dłużej "Krzesła" nie dawały nam jasnych odpowiedzi, skupiając się bardziej na pustce gnębiącej bohaterów niż na samej intrydze jakichś tajemniczych sił, tym ciekawszym serialem dla mnie były (to więc też trochę przypadek sezonu 2. "Rozdzielenia"). Dlatego właśnie, chociaż wciąż uwielbiam eksperymentalność tego projektu i na pewno obejrzę sezon 2., pod koniec zachwycałam się odrobinę mniej, a tytuł spadł o kilka miejsc.
9. Mroki Tulsy

Rozumiem, że trudno przetłumaczyć "The Lowdown", jednak ogólnikowy polski tytuł "Mroki Tulsy" nie oddaje tego, z jak ciekawym serialem mamy do czynienia. Po kameralnym "Reservation Dogs" Sterlin Harjo postawił na konwencję komediowego neo-noiru, naznaczając swoim autorskim stylem tę opowieść o demaskującym lokalne układy, niepozbawionym wad dziennikarzu obywatelskim (Ethan Hawke). Obok rozwiązywanej na tle konfliktów klasowych i rasowych kryminalnej zagadki mamy więc mądry wątek ojcostwa, lekką dawkę surrealizmu i powracające pytanie o cenę prawdy. To gatunkowo historia starego typu, ale opowiedziana z nową wrażliwością. Na dodatek ze świetnymi dialogami – błyskotliwymi i równocześnie brzmiącymi naturalnie. W erze serialowych rozmów albo nieznośnie banalnych, albo niemal krzyczących "patrzcie, jaki błyskotliwy dialog napisaliśmy", to już bardzo wiele.
8. Andor

"Andor" to serial, którego docenienie trochę mi zajęło. Gwiezdnowojenne uniwersum znam wybiórczo i niewiele robię, by to zmienić. 1. sezon nadrabiałam zawstydzająco długo, bez przekonania. Nawet chwalony odcinek z ucieczką z więzienia jakoś do mnie nie trafił (już bardziej ten z kradzieżą). Łotrzykowskie przygody i jeszcze stosunkowo nieśmiałe polityczne intrygi okazały się jednak niezbędnym preludium, a tegoroczny sezon 2. to już prawdziwa rewelacja. Wprawdzie dylematy tytułowego bohatera (w tej roli Diego Luna) do końca interesowały mnie znacznie mniej niż cała reszta, ale za to ta cała reszta była fenomenalną opowieścią o uniwersalnych mechanizmach terroru i rewolucji oraz o trudnych decyzjach, jakie ludzie na różnych szczeblach społecznej drabiny muszą podejmować wobec rosnącego w siłę politycznego reżimu.
7. The Pitt

Sytuacja odwrotna niż przy "Krzesłach", które wstępnie widziałam na lepszym miejscu. Byłabym zdziwiona, gdyby na początku roku ktoś mi powiedział, że umieszczę na liście w dużej mierze tradycyjny serial medyczny. Jednak z tygodnia na tydzień "The Pitt" niepostrzeżenie stało się tym tytułem, po który sięgałam przed wszelkimi "ważniejszymi", mniej konwencjonalnymi – tak bardzo nie mogłam się doczekać kolejnego odcinka. Po niemal roku mogę nie pamiętać już wszystkich szpitalnych przypadków, ale doskonale pamiętam, wzmagane formatem rozpisanego na godziny dyżuru, napięcie i moje zaangażowanie w to, co dzieje się w pittsburskim szpitalu. Do tego stopnia kibicowałam całej ekipie, że nawet nie potrafię wskazać konkretnych ulubieńców. Fenomenalne odświeżenie gatunku, z potencjałem wciągania nas co tydzień jeszcze przez lata.
6. Dojrzewanie

Zbyt odległa pozycja? Przez chwilę też tak myślałam. Akurat to mnie przypadło wiosną omówienie tego miniserialu przedpremierowo – i doceniłam obsadę, montaż oraz wstrząs wynikający z przekonującego pokazania problemu. Tamtą bardzo pozytywną opinię jak najbardziej podtrzymuję, gdy jednak wracam do swoich przedpremierowych wrażeń, sprzed czasów, gdy o "Dojrzewaniu" dyskutowali już wszyscy, widzę, że wyższa pozycja nie byłaby efektem mojej aż taki dużej fascynacji miniserialem, lecz skutkiem jakiejś społecznej presji, żeby go jeszcze mocniej wychwalać. Tymczasem miejsce 6. w sam raz oddaje to, że chociaż uważam "Dojrzewanie" za propozycję imponującą, ważną, mogącą wręcz wywołać realną zmianę w świecie, więc zabraknąć tego tytułu na mojej liście nie mogło, to mocniej ceniłam i lubiłam w mijającym roku inne seriale.
5. Couples Therapy

"Couples Therapy" widywałam na zagranicznych listach od 2019 roku, w Polsce jednak musieliśmy długo czekać: sezony 1.-3. dostaliśmy dopiero wiosną 2025, przy okazji premiery sezonu 4A (za to 4B już miesiąc po premierze amerykańskiej). Nie było w tym roku innej produkcji, o której tyle bym po seansie rozmyślała i dyskutowała. To coś miedzy dokumentem a reality show (a więc gatunkiem, którego poza nielicznymi wyjątkami unikam). Widzimy terapię par prowadzoną przez naprawdę cierpliwą nowojorską specjalistkę, Ornę Guralnik. Sam format budzi kontrowersje, jednak uważam, że nie jest nastawiony na tanią sensację – a i tak nie mogłam powstrzymać się przed puszczaniem kolejnego odcinka i przeżywaniem problemów tych ludzi jak własnych. A potem jeszcze długo myślałam o poznawczych schematach, traumach i komunikacji międzyludzkiej, nie tylko tej w parze.
4. Kwestia seksu i śmierci

Miniserial, który przyciągał mnie Michelle Williams – słusznie, bo zagrała fenomenalnie – ale odstraszał chorobowym tematem – niesłusznie, bo okazał się komediodramatem, w którym to, co bolesne, fantastycznie równoważono czarnym humorem. Do tego otwarte podejście do pragnień, na których zaspokojenie zostało już mało czasu, cudowny portret przyjaźni (tu świetna Jenny Slate na drugim planie) i manifest odwagi, by nie patrzeć na to, co inni powiedzą. Błyskotliwe dialogi, przełamywanie tabu, a pod komediową lekkością nie tylko nowotworowy wyrok, ale też przekonująco opowiedziane rozliczenia z traumatyczną przeszłością. W dość specyficznej kategorii "feministyczny tragikomizm spod znaku Fleabag" w 2025 roku liczyły się dla mnie (filmowo) "Sorry, Baby" i (serialowo) właśnie "Kwestia seksu i śmierci".
3. Próba generalna

"Próba generalna" była moim serialem roku 2022 i nieco niższa pozycja tym razem to chyba trochę efekt tamtego zachwytu. Owszem, w 2. sezonie Nathan Fielder robił rzeczy jeszcze bardziej spektakularne niż wcześniej. Organizował konkurs talentów, wcielał się randkowego guru, przeżywał przyspieszone życie kapitana Sully'ego (w niemowlęctwem włącznie!), a przede wszystkim pilotował Boeinga 737, by udowodnić, że zna sposób na poprawę bezpieczeństwa lotniczego. Wszystko na miejscu: specyficzny humor, zatarcie granic między fikcją a rzeczywistością, absurdalny rozmach i dowiadywanie się twórcy czegoś o sobie samym. Według wielu to sezon nawet lepszy, jednak w moim rankingu nie dorównał poprzedniemu, w którym wprawdzie nie było wielkiego samolotu, ale za to było więcej zaskoczenia formatem, moralnych dylematów i ponurach egzystencjalnych prawd.
2. Pluribus

Długo zastanawiałam się, czy jednak "Pluribus" (w pewnych kręgach znany jako "Jedyna") nie powinien trafić na szczyt. Przy tak wyrównanej rywalizacji między moimi ulubionymi serialami roku zdecydowało przywiązanie, ale żałuję, że nie mogę przyznać dwóch 1. miejsc. Vince Gilligan opowiedział koniec świata przy pomocy znajomych elementów, ale ułożył i przekształcił je tak, że powstała historia imponująco autorska. A może to żaden cud, tylko po prostu połączenie przemyślanego w każdym szczególe scenariusza i fenomenalnego aktorstwa (Rhea Seehorn, ale i Karolina Wydra) z techniczną maestrią (kadry! udźwiękowienie!), służącą tu nie formalnym popisom, a pogłębieniu sensów prowadzonej opowieści. Do tego masa pytań o to, co słuszne i nienaruszalne – dla ludzkości i dla jednostki. Już czekam na sezon 2., nawet jeżeli ostatecznie stawiam na coś bardziej "oswojonego".
1. Hacks

Pewnie mogłabym z tym zaczekać do finałowego sezonu – ale co, gdyby miał się okazać akurat tym mniej udanym? Tymczasem sezon 4. budził wprawdzie kontrowersje wśród części widzów (choć już niekoniecznie w świecie krytyki serialowej, skoro na na Metacritic ma ocenę 91/100), zmęczonych przeciągającym się rozłamem między Deborah (Jean Smart) i Avą (Hannah Einbinder), mnie jednak zachwycił, a ten konflikt uważałam za potrzebny do pokazania postępu tej relacji i zawieszenia broni już nie tylko na warunkach kapryśnej diwy.
"Hacks" w minionym roku, chociaż kluczowy był oczywiście cudownie skomplikowany główny duet, zrobiło jeszcze coś: sprawdziło, co może się wydarzyć po spełnieniu wielkiego marzenia. Wcześniej Deborah miała do czego dążyć, jednak prowadzenie upragnionego programu przyniosło wiele skutków, które nijak się miały do jej wizji. Satyra na przemysł rozrywkowy weszła w serialu na inny poziom, gdy bohaterki trafiły do komediowej ekstraklasy.
Wszystko powyższe oraz stopień mojego zaangażowania emocjonalnego w serial to argumenty wystarczające, by po dwukrotnym zajęciu miejsca 2., w latach 2022 i 2024, "Hacks" wreszcie doczekało się najwyższej pozycji. A jeżeli finałowy sezon też mnie zachwyci, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by ta wspaniała komedia wygrała po raz drugi.