"Trzy dni Kondora"
Serialowa wersja słynnego filmu Sydneya Pollacka z 1975 roku po przeniesieniu we współczesne realia i zamianie Roberta Redforda na Maxa Ironsa stała się całkiem przyzwoitym thrillerem, który spodoba się miłośnikom zawiłych intryg i spisków na wielką skalę.
Głównym bohaterem jest Joe Turner (Irons), pracujący dla CIA analityk, przypadkiem wplątujący się w niebezpieczną grę, w której są i terroryści, i broń biologiczna, i szpiedzy, i dylematy związane z łamaniem praw obywatelskich w imię wyższych celów i jeszcze sporo więcej. Wszystko wymieszane razem i podlane porcją osobistych dramatów, które w miarę zgrabnie przeplatają się z sensacyjną historią. Ameryki nikt tu pod żadnym względem nie odkrywa, ale nie o to chodzi. Ma być wciągająco, miejscami zaskakująco i na tyle czytelnie, by widz nie pogubił się w kolejnych zwrotach akcji – to wszystko się twórcom udało.
Dodatkowym plusem jest obsada, w której znajdziemy m.in. Williama Hurta, Brendana Frasera, Mirę Sorvino czy Boba Balabana, którzy o dziwo nie służą tylko za ozdoby. Maxowi Ironsowi wprawdzie kariery na miarę Redforda nie wyrokujemy, ale w swojej roli sprawdza się nieźle. Podobnie zresztą jak całe "Trzy dni Kondora" (serial można oglądać w serwisie ShowMax), które jako letni serial do obiadu wypadają co najmniej solidnie. [Mateusz Piesowicz]